W dzisiejszych czasach z każdej strony słyszymy jak ważna jest znajomość języków. Nie znam rodzica, który nie chciałby, aby jego dziecko nauczyło się choć jednego języka obcego. Współcześni rodzice często płacą dużo kwoty za korepetycje swoich dzieci i poświęcają czas na wożenie ich na te zajęcia. Nie zdają sobie przy tym sprawy, że sami często dysponują darem, który mogą przekazać dzieciom przy odrobinie wysiłku i samodyscypliny. Tym darem są języki obce, które sami znają. Wprowadzone na odpowiednim etapie życia mogą wcale nie być „obce” dla dzieci, a stać się ich drugim językiem ojczystym. Dwujęzyczność zamierzona, bo o niej mowa, to coś, o czym chcę Wam dziś opowiedzieć.
Ten artykuł nie ma na celu przekonywania Was, że tylko ta metoda nauki angielskiego jest najlepsza dla Waszych dzieci. Chcę jedynie podzielić się moimi obserwacjami, jak i wynikami badań naukowych, które pokazują jakie efekty może przynieść dwujęzyczność zamierzona.
Z pewnością ta metoda nie jest dla wszystkich. Myślę, że nie każdy rodzic zdecyduje się na nią, nawet jeśli umie mówić bardzo dobrze w danym języku. Wynika to głównie z tego, że niesie ona ze sobą pewne bariery natury psychologicznej i społecznej, które omówię dalej. Wiem jednak z własnego doświadczenia, że dwujęzyczność zamierzona przynosi piorunujące efekty i według mnie warto się nią zainteresować.
Czym jest dwujęzyczność zamierzona?
Na początku zastanówmy się, czym jest dwujęzyczność zamierzona. O tym zjawisku mówimy, kiedy rodzic lub inny opiekun wprowadza dwujęzyczność w życie dziecka, nie będąc rodzimym użytkownikiem języka. Mówiąc prościej, mówimy o sytuacji, kiedy na przykład oboje rodziców Polaków postanawia wprowadzić język angielski w domu. Dziecko, które będzie miało codzienny kontakt z tym językiem prawdopodobnie będzie dwujęzyczne, jeśli zostanie spełnione kilka czynników, które wymienię dalej.
Dwujęzyczność = nadprzyrodzone moce?
W naszym monolingwalnym kraju dwujęzyczność nadal postrzegana jest jako coś niezwykłego i trudnego do osiągnięcia. Dwujęzyczność, a nawet wielojęzyczność jest natomiast czymś naturalnym dla ⅔ populacji na świecie (przy założeniu, że dwujęzyczną jest również osoba, która mówi językiem ojczystym oraz dialektem). Dzieci w wielu miejscach na świecie od początku swojego życia są eksponowane na dwa, trzy, a nawet cztery języki. Dziecięce mózgi to niezwykłe organy, które są w stanie szybko taką wiedzę przyswoić i sprawnie ją wykorzystywać. Wniosek z tego jest jeden – nawet jeśli dwujęzyczność wciąż wydaje się Wam „nadprzyrodzoną mocą”, to dla Waszych dzieci wcale nią nie jest, jeśli tylko wprowadzimy ją na odpowiednim etapie.
Czytaj również: Książki po angielsku dla maluchów
Kiedy zacząć?
Co to znaczy wprowadzić drugi język na odpowiednim etapie? Odpowiedź jest jedna: wprowadzić go tak wcześnie, jak tylko jesteście w stanie. Jeśli już podejmiecie decyzję o tym, że chcecie wychować dziecko dwujęzycznie, to nie ma na co czekać. Mózg dziecka przyswaja język już w łonie matki. Podobnie jak noworodek , który od pierwszych dni życia nieświadomie uczy się melodii języka i poszczególnych dźwięków. Jeśli przegapiliście etap niemowlęctwa, to wciąż macie czas do 3. roku życia. Według niektórych teorii, na prawdziwą dwujęzyczność mają szanse te dzieci, które zaczęły „uczyć się” języka przed ukończeniem 3 lat (celowo słowo „uczyć się” daję w cudzysłowie, bo oczywiście chciałabym uniknąć skojarzeń z nauką szkolną).Taką teorię przyjmuje też w swoich badaniach dr Sonia Szramek-Karcz, która przeprowadziła badania dwujęzyczności zamierzonej w Polsce (Szramek-Karcz, S. 2014. Non-native bilingualism in Poland – a formulation of the problem. Linguistica Silesiana).
Pisząc dziecko dwujęzyczne mam na myśli dziecko, które włada dwoma językami na poziomie osoby monolingwalnej. Prawdopodobnie będzie jednak tak, że dziecko nie opanuje obu języków na identycznym poziomie, a jeden z nich będzie bardziej dominujący. Tym językiem, jeśli żyjemy w Polsce, będzie w większości przypadków polski, bo to z nim dziecko będzie stykać się najczęściej. Nie zmienia to faktu, że wprowadzając drugi język w początkowym okresie życia dajemy mu podwaliny niezwykłej umiejętności, jaką jest naturalne wyczucie języka.
Zalet dwujęzyczności jest jeszcze całe mnóstwo i wymienię tylko te z nich, które wydają mi się najważniejsze.
Nauka mówienia procentuje
Zastanówcie się proszę na czym Wam, jako kursantom języka obcego zależy najbardziej. Pozwólcie, że zgadnę – na płynności w mówieniu, czyż nie? Tego samego możecie nauczyć Wasze dziecko. Zaryzykuję tezę, że dzięki takiej nauce, Wasze pociechy będę mówić płynniej niż większość dzieci, które uczyły się języka przez całą podstawówkę. Nauka języka w szkole nastawiona jest na zdawanie egzaminów i pisanie testów według schematów. Mało który nauczyciel dba również o płynność wypowiedzi uczniów. Myślę, że ten najbardziej zaniedbany w szkole element możecie pomóc Waszym dzieciom wypracować w domu, a one będą Wam wdzięczne.
Nauka tolerancji
Dwujęzyczne dzieci widzą świat bardziej różnorodnie i są bardziej tolerancyjne, bo intuicyjnie czują, że nie ma jednej obiektywnej prawdy. Pomaga im w tym oczywiście nauka dwóch języków w tym samym czasie.
W tym miejscu posłużę się metaforą, aby lepiej to wyjaśnić. Wyobraźcie sobie, że żyjecie w społeczności odciętej od świata zewnętrznego. Całe życie słyszeliście, że na Wasz dom mówi się dom, a to co wokół niego to las. Pewnego dnia do Waszej wioski przyjeżdżają obcy ludzie i mówią Wam, że dom to house, a las to forest. Nie jesteście w stanie zaakceptować tych nowych nazw, bo Wasz umysł broni się przed tym, co nieznane. Trudno jest Wam przyjąć nową wizję świata i prawdopodobnie długo upieracie się przy swoim nazewnictwie. Nowe nazwy wciąż brzmią dla Was obco, choć po pewnym czasie uczycie się ich i oswajacie się z nimi.
Dopiero po jakimś czasie dociera do Was, że inni ludzie mogą widzieć świat inaczej i opisywać go za pomocą różnych słów. Prawdopodobnie inaczej zareagowalibyście, gdyby od dzieciństwa rodzice mówili Wam, że dom to dom lub house, a las to las lub forest. Wasz plastyczny, dziecięcy mózg od razu nauczyłby się, że wszystko zależy od kontekstu, a rzeczy można widzieć różnorodnie. Gdyby pewnego razu przyjechali do Waszej wioski obcy ludzi i zaczęli mówić na dom casa, a na las bosque, nie byłoby to dla Was tak wielkim zaskoczeniem, bo wiedzielibyście, że rzeczy nie mają tylko jednej nazwy.
Za pomocą tej metafory chciałam Wam zobrazować, jak otwartość na różne języki otwiera głowę również na inne wizje świata. Jest to kolejny dar, który przekazujemy dzieciom automatycznie wraz z dwujęzycznością. Jak pisała Flora Lewis: „Nauka nowego języka to nie tylko nauka innych słów określających te same rzeczy, to nowy sposób myślenia o różnych sprawach.”
Czytaj również: Mama po angielsku
Dziecko będzie miało lepszy akcent
Nie musicie się bać, że nauczycie dziecko złego akcentu. Tutaj z pomocą przychodzą bajki, piosenki i może też kontakt z jakimś nativem. Dzięki tym zabiegom Wasze dziecko samo skoryguje swój akcent, bo wierzcie lub nie, dzieci intuicyjnie czują, co jest bardziej naturalne. Być może nie będę mówić jak native speakerzy, ale na pewno ich akcent będzie lepszy, niż Wasz. Nie od razu to usłyszycie, ale z czasem na pewno ten akcent nabierze bardziej brytyjskiego lub amerykańskiego charakteru. Co ciekawe, ponoć dzieci w wieku 5 lat zaczynają korygować akcent swoich rodziców. Przyznam szczerze, że sama czekam na ten moment, bo z chęcią sama nauczę się czegoś od swojego dziecka.
Korzyści dla rodzica i innych członków rodziny
Uważam, że decyzja o wprowadzaniu dwujęzyczności w naszym domu przyniosła dużo korzyści również mnie. Nieustannie muszę się dokształcać. Prawie codziennie wieczorem sprawdzam w słowniku słowa, których brakowało mi w rozmowie z dzieckiem. Również dzięki anglojęzycznym książkom, poziom mojego słownictwa poszybował w górę. Nauczyłam się, m.in. słów związanych z dziecięcym życiem (gryzak, grzechotka czy piaskownica), jak również wielu przymiotników związanych z emocjami. Nie muszę chyba nawet dodawać, że angielski tak wszedł mi w krew, że czasem nie kontroluję, w jakim języku mówię. Zdarza mi się zacząć mówić do obcych dzieci po angielsku. Dopiero słodkie dziecięce pytanie: „Dlaczego tak śmiesznie mówisz?” sprowadza mnie z powrotem na ziemię.
Zauważyłam również, że nasze angielskie konwersacje z synem pozwoliły osłuchać się z angielskim także innym członkom rodziny. Mój mąż próbuje imitować nasz akcent, a dziadkowie znają już angielskie kolory i niektóre słowa związane z jedzeniem.
Poza tym, dwujęzyczność to również wspaniały eksperyment społeczny. Postanowiłam, że będę mówić do syna po angielsku niezależnie od okoliczności, czy to się komuś podoba, czy nie. Muszę więc znieść na sobie wzrok innych rodziców na placu zabaw czy wielkie oczy lekarki, która prawdopodobnie pierwszy raz w życiu widzi taką „matkę dziwaczkę” . To wszystko uczy mnie nie przejmować się opinią innych i robić to, co uważa się za słuszne. Nie zawsze jest to łatwe. Nie twierdzę, że nie mam już z tym problemu, ale uważam, że każdy dzień sprawia, że mam do świata coraz większy dystans.
Mam nadzieję, że Wy również widzicie w dwujęzyczności plusy dla siebie i swojej rodziny. Jeśli tak, podpowiem Wam jak można to zrobić.
Jak wprowadzić dwujęzyczność?
Strategii jest kilka i należy wybrać tę, która jest dla Was najwygodniejsza.
- OPOL – czyli one parent, one language
Według badań to najskuteczniejsza strategia. Zakłada, że jeden z rodziców cały czas lub większość czasu mówi do dziecka w wybranym, drugim języku. Jest to metoda, którą sama wybrałam w swojej rodzinie. Na początku może wydawać się najtrudniejsza. Wymaga bowiem od nas praktycznie całkowitego przełączenia się na obcy dla nas, bądź co bądź, język w relacji z dzieckiem .Wiąże się z tym wiele obaw rodziców, m.in. przed niedostatecznymi umiejętnościami językowymi lub przekazaniem złego akcentu, przed oceną innych itd. Myślę, że to temat na osobny artykuł. Jeśli jesteście ciekawi jak poradzić sobie z takimi wątpliwościami zachęcam do lektury: Dwujęzyczne dziecko w polskojęzycznej rodzinie: praktyka. - Strategia one time lub one place
One time, czyli używanie drugiego języka w danym czasie, np. zawsze wieczorem, kiedy idziemy spać. Strategia one place, jak już pewnie się domyślacie dotyczy jednego miejsca, na przykład mówimy po angielsku tylko w domu lub nawet tylko w jednym, wybranym pomieszczaniu (np. w kuchni). Bazuje na wykształceniu nawyku, a dany czas lub miejsce ma być swojego rodzaju „zapalnikiem”, który automatycznie włączy w naszych głowach wybrany język. Wybierając tę strategię musicie być czujni, bo wymaga ona dyscypliny i pilnowania się tak długo, dopóki nie wykształcicie w sobie nawyku. - MLP – mixed language policy
Czyli przełączanie się rodziców między językami, w zależności od preferencji. Trzeba być jednak czujnym, aby zachować balans między językami i aby jeden język nie zaczął być dominujący. - MLAH – minority language at home
Czyli strategia, która po części nawiązuje do strategii one place. Tutaj jednak powinniście konsekwentnie mówić do dziecka w domu w wybranym języku cały czas.
Dwujęzyczność zamierzona – która metoda będzie najlepsza?
Niezależnie od tego, którą metodę wybierzecie, należy przede wszystkim pamiętać o czasie, jaki w ciągu tygodnia przeznaczacie na kontakt dziecka z językiem. Według niektórych badań, na które powołuje się w swojej książce Barbara Zurer Pearson „Jak wychować dziecko dwujęzyczne” powinno być to minimum 15 godzin tygodniowo, według innych badań minimum 25 godzin. Ja jestem bliższa tej drugiej teorii i staram się, aby moje dziecko miało kontakt z angielskim choć 3 godziny dziennie (oczywiście ten czas rozkłada się w ciągu dnia: trochę czasu rano, trochę po południu, a trochę wieczorem).
Co więcej, dr Sonia Szramek-Karcz wskazuje na to, że nie tak ważny jest poziom kompetencji językowych opiekuna dziecka, co ilość i jakość przekazywanej wiedzy (Szramek-Karcz, S. Non-native bilingual family configurations. University of Silesia). Wskazuje ona na jeszcze jeden bardzo ważny czynnik warunkujący pozytywny przebieg wprowadzania dwujęzyczności, a mianowicie akceptację drugiego rodzica. Przy wsparciu partnera, drugi rodzic może swobodnie komunikować się z dzieckiem w wybranym języku.
W każdej chwili można przestać
Zachęcam Wam gorąco do tego, żeby spróbować, jeśli czujecie się na siłach. Jeśli tylko ta myśl kiedykolwiek zaświtała Wam w głowach, to warto się przełamać. Początki nie są często łatwe. Sama pamiętam, że musiałam się dyscyplinować, żeby nie zapominać o angielskim, dopóki nie weszło mi to w krew. Pierwsze dwa tygodnie, może miesiąc, są trudne. Później staje się to nawykiem.
Dwujęzyczność może być naprawdę wspaniałą przygodą dla Waszej rodziny, a za efekty podziękujecie sobie w przyszłości. Zresztą, pierwsze rezultaty można zauważyć dość szybko, kiedy tylko Wasze dziecko zacznie mówić. Początkowe próby Waszego malucha w postaci: „Mum, look!” albo „Daddy, kiss” przepełniają rodziców dumą i są wielką radością.
Najlepsze w tej metodzie jest to, że nic nie musicie. W każdej chwili możecie przestać, jeśli tylko poczujecie, że nie jest to dobre dla Was i Waszego dziecka. Krzywdy na pewno mu nie wyrządzicie. Dziecko nie przeżyje też wielkiego szoku, kiedy nagle przestaniecie mówić w wybranym języku, bo na pewno nie raz słyszało Was mówiących po polsku (Szramek-Karcz, S. Non-native bilingual family configurations. University of Silesia). Jak twierdzi dr Sonia Szramek –Karcz „dwujęzyczność to proces” – raz chce nam się bardziej, raz mniej. Najważniejsze, aby widzieć przed oczami cel i się nie poddawać. Życzę sobie i Wam, aby siły do tego nam nigdy nie zabrakło.
Dwujęzyczność zamierzona – przydatne linki na koniec
Jeśli zainteresował Was ten temat, polecam Wam wywiad z dr Sonią Szramek-Karcz na kanale mamalama.
Polecam również książkę „Jak wychować dziecko dwujęzyczne” Barbary Zurer Pearson.
Ponadto, możecie wziąć udział w konferencji o dwujęzyczności zamierzonej, która odbędzie się 12.10.2019 w Katowicach (wystąpi między innymi dr Sonia i Ania z kanału mamalama). Sprawdźcie szczegóły na stronie Languages and Emot!ons.
Tekst napisała Magda, lektorka Fluentbe